czwartek, 16 października 2014

Rozdział 3

Dzień dobry! :D
jak mija dzionek?
U mnie wspaniale, w szkole było bardzo zabawnie! ^^
Łapcie 3-ci rozdział <3


==========================

Rozdział 3

Zgromadzenie

''Wszystko jest przeciwko mnie, nawet Ty?''

Dzień w szkole minął wyjątkowo ciężko... Nawet nauczycielka się na mnie wydzierała bez powodu, bo dziewczyny naskarżyły, że się na nich rzuciłam z nożem... Bez sensu. Po co ja mam w ogóle żyć? Jak się na wszystkich zemszczę, to popełnię samobójstwo. Jakiś zakapturzony koleś mnie potrącił... Na szczęście się nie przewróciłam. On jest taki zawsze... Nazywają go Bezimiennym, bo nikt nie wie jak ma na imię. W sumie co mnie to obchodzi. Byle już we mnie nie uderzał z barka. Wrócę od razu do domu i pomyślę nad wszystkim... Otworzyłam moją szkolną szafkę, a w niej zastałam list napisany krwią:
''Polana za lasem, dziś 22:00. Obecność obowiązkowa.''
A pójdę, może mnie zabiją? Tym lepiej. Wezmę nóż na wszelki wypadek. Może to napisała ta kobieta? Raczej wątpię. Ona się rozpłynęła, albo nawet i nie istniała. Gdy wychodziłam z budynku zastałam Olivera. Stanął przede mną, blokując mi przejście.
- Masz się zjawić, jasne? Jak nie, to osobiście zrobię ci coś nie przyjemnego... To znaczy, przyjemne zależy dla kogo, sweety... - Przeraziłam się jego uśmiechu, to nie wróżyło dobrze, teraz byłam pewna, że muszę tam być. Wyślizgnęłam się spod jego rąk i uciekłam po za budynek. Dziś postanowiłam iść pieszo. Słyszałam chichoty za moimi plecami z bałam się pomyśleć, co znowu... Weszłam do sklepu po soczek pomarańczowy i pospiesznym krokiem ruszyłam w stronę lasu, przez który musze przejść. Za mną szła jakaś dziewczyna, wyglądała na normalną, ale nikomu nie mogę ufać, taka zasada, bo mnie zabiją. Muszę walczyć sama, nie mam nikogo... Poczułam jak ktoś mnie puka w ramię, a gdy się odwróciłam, zobaczyłam, że ta dziewczyna do mnie już podeszła, a raczej podbiegła. Była uśmiechnięta... Miała... Szczery... Uśmiech... Do... Mnie?
- Cześć! Ty jesteś tą Alice ze szkoły, prawda? Jestem Rozalia i nie chcę Cię skrzywdzić, jak te podłe bestie ze szkoły... Jak oni mogą robić taką krzywdę człowiekowi? Nic ci nie jest? Wyglądasz, jakbyś miała się rozpłakać...- Nie wytrzymałam... Rozpłakałam się na oczach obcej dziewczyny i pobiegłam w stronę domu. Ona jest miła, nie chcę, aby spotkało ją to, co mnie, tylko dlatego, że do mnie powiedziała coś tak miłego... Jestem debilką... Biegłam przez las, kiedy zobaczyłam, że przejeżdżają moi rodzice, zatrzymali samochód, a ja szybko wytarłam oczy z nadzieją, że nie zauważą tego, co przed chwilą robiłam. Otworzyła się szyba...
- Jedziemy z mamą na kilka dni pod domek, Ty nie chciałaś, pamiętasz?- O cholera, zapomniałam, że to już dziś...
- Dokładnie, no i zostawiłam ci pieniądze i obiad... Do zobaczenia.
- Miłego wyjazdu. - Trochę oschło powiedziałam, ale nie chciałam, żeby się 'martwili' o to, że o coś płakałam. Poszłam do domu, wyjęłam klucz z torby i zauważyłam że na niej była doczepiona kartka z napisem ''śmieć''... Świetnie. To z tego chichotali. Bardzo śmieszne...
- Słyszałem, że się gdzieś dziś wybierasz... Mam iść z Tobą?- Boże, ale się przestraszyłam... Pisnęłam ze strachu i się obróciłam, przede mną stał białowłosy przystojniak z dwukolorowymi oczyma.
- Skąd wiesz?
- Nie chciałem Cię przestraszyć, przepraszam... W sensie na polanę, mam swoje źródła... Mam iść z Tobą?
- Pójdę sama...
- Okej, jak chcesz, to ja już pójdę wtedy. - Muszę się dowiedzieć szybko jak ma na imię!
- EJ! Czekaj!- Gdy on zaczął biec w stronę miasta, krzyknęłam z całych sił, on się obrócił i z uśmiechem na ustach odkrzyknął:
- Knight... Knight Pique!- Jasnowidz? Ja to mam kurde szczęście... No nic, trzeba się przygotować na to wydarzenie. Gdzie jest mój nóż? Zastanawiając się, weszłam do kuchni i zaczęłam odgrzewać zupę ogórkową. Fajnie, lubię ją bardzo i widzę, że starczy mi na jakieś trzy dni. Rodzice wracają za sześć... Włączyłam radio i poszłam wziąć prysznic.

Dochodziła 21:30, pora, abym udała się rowerem w stronę polanki. Jest niewielka i doskonale wiem, jak do niej dojechać, bo gdy byłam mała bawiłam się tam często. Jest tam taki fajny okrąg złożony z drzew i mieści się daleko od normalnej cywilizacji. Idealne miejsce, by kogoś zabić. Teraz jeszcze nie mogę umrzeć, ale wiem, że będą mieli zamiar mi coś złego zrobić... Tylko co? W każdym razie muszę zajechać szybko na miejsce, aby się nie spóźnić, jednak z jakieś 25 minut będę tam jechała. Może mniej, ale nie spieszy mi się aż tak, aby jechać z 30 km/h... Będę potrzebowała, tak czuję, tych sił na obronę... A może po prostu będą chcieli się mną bawić psychicznie? Czy Rozalia też tam będzie? Oliver będzie... Niestety. Dlaczego mnie krzywdzi... Powtarzam sobie to milion razy, ale boję się, że się zapomnę i zacznę mieć nadzieję, że jest inaczej. Może aniołowie przyjdą mi z pomocą, kiedy będę tego potrzebować? Wątpię, aby chcieli tracić czas... Przecież jest miliardy osób, które są teraz mordowane przez przypadkowo spotkanych psychopatów... A nawet i rodzinę. Ale myślę, żeby mogli chociaż się mi ukazać, abym mogła mieć nadzieję, że przyjdzie ten czas, kiedy mnie oni uratują... No trudno, pora dojechać na miejsce, gdzie czeka mnie mroczna przyszłość...

To już tu. Dlaczego słyszę jak ktoś nuci mrocznie zwykłe ''nana''? Pewnie chcą mnie przestraszyć już na wstępie. Nie dam się! Poczułam, jak coś mnie popycha do przodu, zdążył mnie przewrócić, zanim zdążyłam jakkolwiek zareagować. Dostałam w czymś w... głowę? Halo?

Obudziłam się, ale chwila, gdzie ja jestem? Jest bardzo ciemno, a ja jestem przywiązana do jakiegoś stołu... Zimno mi. Chwila, jestem bez ubrań, wstyd mi... Moje włosy zakrywają mi piersi, ale nadal jestem naga...
-Halo? Ktoś tu jest? - usłyszałam, jak ktoś chrząknął. Jakiś kobiecy głos się spytał drugiego, czy mogą już zaczynać rytuał, bo się obudziłam. O co chodzi? Czy ktoś robi sobie ze mnie żarty? Zobaczyłam zakapturzoną postać, która zapaliła świecę... Następnie wokół mnie zaczęły się zapalać kolejne świeczki... Było ich...12? Chyba tak. Ludzi było tyle samo. Odezwał się głos naprzeciw mnie.
- Alice Evelin Mantell, zebraliśmy się tutaj, aby Cię oczyścić z grzechu. Popełniłaś grzech wraz z Twymi narodzinami, gdyż od urodzenia jesteś skażona złem i piekłem... WRACAJ NA SWOJE MIEJSCE, LUCYFERZE! - Gdy kaptur opadł z twarzy, ujrzałam okrutną prawdę. To był nie kto inny, jak Oliver we własnej osobie. Tylko na twarzy miał jakiś znak, nie przypatrzyłam się jemu dobrze, bo szybko się zakrył, a zza siebie wyciągnął mały, poręczny nóż. Na sobie wyryte miał ''Bóg Cię wybawi''. To jakiś kurwa żart?
- CO WY CHCECIE MI ZROBIĆ?! Oliver! Wszystko jest przeciwko mnie, nawet Ty?! DLACZEGO! - Histeria. Poczułam ból na brzuchu. Krew... Ciepło i zimno... Boli mnie... Ratunku... Boże...
''Słyszysz mnie, Alice?''
''Kto to? Kim jesteś?''
''Głosem w Twojej głowie. Alice, mogę Cię uratować, ale przysięgnij zaufać złu i szatanowi. Będziesz mu posłuszna?''
''Ale tak nie wolno, dobro zawsze zwycięża...''
''Nie zawsze, Alice. Czasem trzeba zła, aby dobro dla kogoś mogło zniknąć... Dobro ma liczyć się tylko dla Ciebie, ma być twoje. Zasługujesz na to, Alice. Weź ten nóż z twoich jelit i rozwal ich... Stać Cię na to, Alice. Alice... Zaufaj demonom...''
''Nie mogę, przykro mi głosie... Nie zrobię im tego.''
''ONI CIĘ NIENAWIDZĄ! JESTEŚ TYLKO SUKĄ ALICE! ROZUMIESZ?! JESTEŚ NIKIM, ALE ZE MNĄ MOŻESZ STAĆ SIĘ WSZYSTKIM! ZAUFAJ DEMONOM, ALICE! ZAUFAJ NAM, DZIWKO!''
Co się dzieje? Dlaczego biorę nóż w moje ręce? Wstaję... Krwawię. To nic, dam radę, prawda, głosie? Jestem posłuszną, prawda? Demony mnie wynagrodzą? Dostanę nagrodę? Dlaczego moja koleżanka z klasy dławi się własną krwią? Zabijam ją? Ale ja tylko ją pogłaskałam nożem po gardle... Oliver, dlaczego uciekasz? Boisz się posłusznej Alice? Alice jest grzeczna, prawda?
''Dobra robota, dalej! ZABIJ ICH! NIE ZASŁUGUJĄ NA ŻYCIE!''
Tak jest, głosie... Dlaczego o mnie dbasz?
- Oliver! Stój, pobawmy się!
- Idź ode mnie! Jesteś szatanem! Powinnaś umrzeć! BÓG POWINIEN NAS ZBAWIĆ NA WIEKI!
- A co, jeśli powiem, że mnie też ktoś zbawił? Uratowała mnie... Moja bohaterka... Oliver... Kocham Cię!
''STOP!''
Dlaczego nie umiem go zabić? Chcę go zabić... ZABIĆ!
''Spokojnie Alice... Zobacz, niezdarna jesteś... Reszta ci uciekła. Goń ich!''
Dobrze... Pora... Ich... Dogonić... Czekajcie!
- Poczekajcie! Zagrajmy w ganianego! Ja gonię! Kogo złapię, ten będzie się krztusił krwią, jak ona, dobrze? CZAS ZABAWY!
Nie uciekajcie mi! Proszę!
''Jestem z Ciebie dumna, Alice.''
Zauważyłam, jak przede mną stoi ten białowłosy mężczyzna... Miał łzy w oczach, gdzie mój nóż? Nie mam go?
- Alice, kochana, coś Ty narobiła? Dlaczego jej zaufałaś? - Dlaczego płaczesz? Masz skrzydła? Anioł? Poczułam bardzo chłodną rękę na swoim ramieniu i zauważyłam czarne, jak smoła, włosy, które zwisały mi... Jakby ktoś za mną stał, czułam oddech... Bohaterka? Nie mogę się dobrowolnie odwrócić...
- Dobra robota, Alice... - Przemówiła! Jaki piękny głos...
- Death, dlaczego znowu krzywdzisz ludzi? Nie mało ci po ostatnim?
- To wojna, Rycerzu... Ale wybrałeś złą stronę dobra... Masz szanse, aby jeszcze się zdecydować, aby być i bronić mnie! MNIE!
- Nie... Jesteś demonem. Manipulujesz ludźmi... To nie koniec. Uratuję Cię, Alice... Błagam, obudź się zanim będzie za późno... - Za późno? Na co? A zabawa?
''Zabawa dopiero się zaczyna... Alice... BĘDZIESZ BOGIEM TEGO ŚWIATA! I TO DZIĘKI MNIE!''
Oliver? Boję się...


~Pozdrawiam, SoB~

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz