czwartek, 23 października 2014

Rozdział 6

Miłego czytanka :)

-----------------------------

Rozdział 6

Opieka

''Dobranoc''

Może i dobrze się stało, że zabiłam Lucy? W końcu moje piekło zmniejszy się o połowę. Ona tylko mnie poniżała, cieła... Bo byłam inna? Bo byłam sobą? Przynajmniej starałam się w jakiejś części być mną...
''Sobą byłaś jak rozszarpywałaś jej gardło''
Nie! NIE MÓW TAK! Jestem normalna, kiedy mogę wyrazić to co czuję... Czyli jak jestem sama.
Znajdowałam się aktualnie w pobliżu miejsca, gdzie to się wszystko stało, z daleka widziałam te drzewa... Nie wiedziałam, że wśród nich jest podziemie. Będę musiała tu jeszcze kiedyś przyjść. Sama, bo nikogo nie mam...
'Masz mnie, Alice.'
Niby Ciebie mam, ale nie masz ciała...
'A wiesz kim była tamta kobieta, kiedy spotkałaś ją nie dawno i zniknęła?'
Teraz już wiem... To byłaś Ty, Death. Prawda? Myślałam nad tym co się stało, dlaczego akurat wybrałaś mnie? Gdyby nie ty...
'Zabiliby Cię tam.'
Co fakt, to fakt... Ale ja bym nie zabiła Lucy...
Nad moją głową zaczęły zbierać się ciemne chmury, zbierało się na mocny deszcz. Musiałam szybko udać się w stronę domu, ponieważ nie miałam przy sobie nic, co by mi pomogło przetrwać deszcz, jednak stanęłam w bezruchu i nie mogłam się ruszyć. Zakręciło mi się w głowie i ostatnie co zobaczyłam, to jak Rozalie zbliża się, aby złapać moje opadające na drogę, bezbronne ciało.
- Nic ci nie jest? - Gdy otworzyłam oczy znajdowałam się w dziwnym, jasnoniebieskim pokoju. Na ścianach wisiały obrazy różnych postaci. Jedną z nich, Czarnowłosą dziewczynę, widziałam w jakiejś grze, ale teraz nie pamiętam w jakiej. Leżałam na białej kanapie, a gustowny żyrandol przykuł moją uwagę. Dopiero po chwili zauważyłam, że przy mnie, na końcu kanapy, siedzi Rozalie. Uśmiechnęła się. W ręku trzymała kubek, a napój, znajdujący się w nim, parował. - Nic ci nie jest? - Spytała ponownie. Próbowałam z siebie wydobyć głos, ale w pierwszym momencie to było niemożliwe. Nagle, w drzwiach, naprzeciw kanapy, stanął Oliver wraz z Knight'em. Jeszcze ich tu brakowało... Oliver usiadł na fotelu obok szafy, a Knight podszedł do mnie i złapał mnie za głowę. Gdy wziął rękę, stwierdził, że mam gorączkę i poszedł po mokrą chusteczkę, aby obniżyć ją. Wreszcie odzyskałam mowę:
- Co się stało? Gdzie ja jestem? - Czyli zadałam podstawowe pytania, jak ktoś, kto został porwany i boi się, że zaraz ktoś go zgwałci, czy coś. Oczywiście, tutaj miałam pewność, że nic mi się nie stanie, chyba, że Oliver mnie znowu będzie chciał rozgrzeszyć.
- Jesteś u mnie w domu, był najbliżej. Po pogrzebie byłaś strasznie blada, więc się zmartwiłam, ale potknęłam się, a gdy już się ogarnęłam, to okazało się, że uciekłaś. Dogoniłam cię, ale akurat upadałaś... Masz gorączkę.
- Dzięki, ale powinnam już wracać do domu. - Nie chciałam dłużej być obserwowana zimnym wzrokiem brązowowłosego chłopaka na fotelu. Siedział z nogą na nogę, na sobie miał miętową czapkę smerfetkę, ale nadal był ubrany na czarno. Przepaska na prawe oko była widoczna spod jego włosów.
- Niestety nie możesz. - Odezwał się. Grymas na jego twarzy sugerował, że wolałby, abym tak została, skazana na śmierć, albo ciężkie uszkodzenia. Widać, że jest tu z przymusu.
- Nic mi nie jest, mogę sama iść do domu! - Bez namysłu gwałtownie wstałam i to było moim błędem. Świat zawirował, a ja wylądowałam na podłodze. Roza szybko zareagowała, ale była za słaba, aby mnie podnieść. Widziałam jak Oliver wstał i pomógł mi usiąść na kanapie. Miałam straszne mroczki przed oczami i ciężko było mi złapać oddech. Usłyszałam głos Knight'a:
- Znowu? Trzeba z nią jechać na pogotowie! - O nie, tylko nie to... Nienawidzę tych pomieszczeń, ludzi i zapachu. Zapachu śmierci.
- Nie ma takiej potrzeby. Po prostu to zło ją otacza. - Nie no dzięki Oliver, za takie myślenie...
- Jeśli będziesz walczyć, Alice... Uda Ci się... Pozbędziesz się JEJ! - Death? No właśnie, gdzie jesteś, Death? Oczywiście, że jak jestem w potrzebie, to Cię nie ma.
- Pić... - Wyszeptałam. Roza podstawiła mi pod buzię kubek, jak się okazało, z herbatą. Wzięłam łyk i położyli mnie na kanapie, bo nie mogłam usiedzieć. Poczułam, jak na moim czole zimną chusteczkę, a całe moje ciało dostało dreszczy. Otulili mnie kocem, a ja straciłam przytomność...Za kolejnym razem, gdy odzyskałam przytomność, znajdowałam się nadal w tym samym pokoju, na tej samej kanapie, ale przy mnie siedział pan maruda. Gdy zauważył, że się ocknęłam, ponownie na jego twarzy zagościł grymas.
- Już lepiej? Modliłem się, abyś wreszcie się obudziła.
- Nie za uprzejmie? - Jak ja mogłam coś czuć do takiego chama?
- Dziękuj Bogu, że żyjesz, grzesznico. - Ta, gadanie...
- Gdzie Rozalie i Knight?
- Pojechali do miasta, pokupować lekarstwa... Mi kazali Ciebie pilnować, abyś nie uciekła. Uwierz, wolałbym siedzieć i modlić się oraz realizować swój plan, a nie pilnować ludzkiego szatana. Człowieczej postaci Lucyfera...
- ZAMKNIJ SIĘ! - Jak on śmie! Wstałam i nie zważając na zmęczenie i mroczki, uderzyłam go w twarz, po chwili pożałowałam tego... - Przepraszam...
- Jesteś złem, naprawdę... Przez Ciebie, moje oko... Nieważne. - A właśnie, że ważne... W końcu ja mu coś zrobiłam. Ja skrzywdziłam osobę, do której żywiłam uczucia, chodź ta osoba mnie od zawsze nienawidziła. - Powinienem Cię wykorzystać już pierwszego dnia, kiedy zobaczyłem, że jesteś złem!
- Nie jestem zła! - Po moich policzkach zaczęły spływać łzy... Po chwili już nieopanowanie zaczęłam ryczeć.
- Nie rycz, Alice. Prze... pra... szam. Okej? - W jednej chwili mi przeszło. Przeprosił mnie... Z trudem, ale zrobił to!
- To ja przepraszam, nie chciałam nic ci robić. Wiem jak bardzo Cię skrzywdziłam, ale uwierz, nie jestem zła... Proszę, nie rób mi nic.
- Mam zakaz od Knight'a... Musiałem dołączyć do 'klubu ochrony Alice', śmieszne nie? - Uśmiechnęłam się, na widok lekkiego,  nieśmiałego uśmiechu Oliver'a.
- Śmieszne, nie martw się, jeśli następnym razem coś mi się stanie, może i umrę. - Kurde, zabrzmiało, jakbym oczekiwała, że powie, coś innego, niż ''umieraj''. Chciałam, ba! Pragnęłam, aby powiedział, że nie mam umierać, lecz on się tylko uśmiechnął. Zrobiło się niezręcznie... Ale na szczęście, Roza z Knightem wrócili z siatką jakiś leków i ziół.
- O widzę, że już dobrze się czujesz! To dobrze, nawet zła nie wyczuwam! Dobra robota, Oliverku - Ten rumieniec na twarzy Olivera, gdy Knight do niego to powiedział, zapamiętam do końca życia. Chciało mi się śmiać, ale się powstrzymałam, to by było niegrzeczne. Białowłosy podszedł do mnie i dał mi jakieś tabletki.
- Dziś zostaniesz na noc tutaj, okej? - Oliverowi zniknął rumieniec i uśmiech z twarzy, znowu był poważny. Przynajmniej zdjął czapkę.
- Nie chciałabym sprawiać kłopotu...
- Nie sprawiasz! Moi rodzice ze mną nie mieszkają, wynajęli mi domek, bo chciałam do tej szkoły chodzić, więc mieszkam sobie sama. Przyda mi się towarzystwo! - Jaka ona jest miła i to ja kazałam Death, aby sprawiła, żeby się jej coś stało...
- Dziękuję... Resztę wieczoru spędziliśmy przy rozmawianiu na temat magii, dobra, zła i o owadach... Nie mam pojęcia, dlaczego akurat o nich, ale przyjemnie się rozmawiało, poczułam się, jakbym miała przyjaciół... Gdy każdy myślał, że śpię, przydzielili Oliver'a do pilnowania, jako pierwszego. Oni wyszli, a on pogłaskał mnie po głowie, mówiąc przy tym słodkie

''Dobranoc, Lucyferze...''

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz