niedziela, 26 października 2014

Rozdział 7

Witajcie!
Mam ten rozdział od bardzo dawna, ale po prostu zapominam dodawać xD
Także ten... Miłego czytanka! :3
(Dziś dodam jakiś wpis o moich OC i o bohaterach opowiadania XD)
==========================

Rozdział 7

Powrót do szkoły

''Znowu Ty?''

    Gdy się obudziłam, obok leżał Knight, który się ślinił. Z niesmakiem, delikatnie go wyminęłam i wstałam. Wyszłam z pokoju na korytarz, dość długi, koloru beżowego z obrazem drzewa, chyba sosny zwyczajnej. Po bokach znajdowały się po dwie pary drzwi, jedne z nich były otwarte i co się okazało, prowadziły do kuchni. Była zwyczajna, biała z brązowymi szafkami. Na środku stał stół, dość wielki, jak na jedną osobę. Przy kuchence stała Roza i coś smażyła. Gdy mnie zauważyła, uśmiechnęła się, pomachała i pokazała gestem, że mam usiąść.
- Cześć - Powiedziałam, odwzajemniając uśmiech. Ona jest naprawdę miła... - Co tak pachnie?
- Smażę naleśniki! Mam nadzieję, że lubicie, staram się, hihi - Nie ma co, słodka to ona jest! Ma uroczy głos, jak na swój wygląd, po którym bardziej spodziewałabym się poważnej, dorosłej kobiety, a nie nastolatkę. Miała do ramion kasztanowe włosy, dość proste, jej oczy były niebiesko-zielone. Była wysoka i szczupła, aktualnie ubrana w lekką, czerwoną sukienkę i biały fartuszek. Miała też podkolanówki koloru czarnego.
- Ja uwielbiam naleśniki, ładna sukienka tak w ogóle - Trzeba być miłym do osób, które są miłym dla Ciebie. Może uda mi się z nimi zaprzyjaźnić? Nie chciałabym kroczyć ścieżką zła...
'Kroczysz nią... Dlaczego jeszcze stąd nie uciekłaś?'
Nie będziesz mi mówić, co mam robić!
    Roza chyba zauważyła, że jest coś nie tak, bo podeszła do mnie i przytuliła. Szeptała, że będzie dobrze i nie mam się przejmować głosem w mojej głowie... Jak mam jej uwierzyć, że będzie lepiej?
- Ciii, zaraz ci przejdzie... KNIGHT! - W sekundzie usłyszałam, jak ktoś spadł z łóżka, następnie w drzwiach stanął nie kto inny, jak Knight. Przestraszony, wyciągnął rękę i położył ją na mojej głowie. Przyjemne uczucie, poczułam, jakby ręka mojego ojca, opiekuńcza ręka rodziców... Spoczywała na mnie i przepełniała mnie radością i dobrocią. Po chwili zdjął ją z głowy, ale położył obydwie na ramionach i przytulił.
- Już po wszystkim, wyleczę Cię ze zła... - Siedziałam jak sparaliżowana. Roza znowu powróciła do kuchenki, Knight usiadł obok mnie, a niewyspany Oliver stanął w drzwiach. Ziewając, przywitał się zwykłym ''dzień dobry'' i usiadł no krześle, naprzeciw mnie.
- Co mamy na śniadanie? Głodny jestem, normalnie zjadłbym konia z kopytami!
- Naleśniki, niestety mięsa w nich nie ma, ale dziś trzeba iść do szkoły, tak tylko przypominam - Nie! Nie chcę tam wracać.
'Masz odwagę pokazać się tym, których chciałaś zabić? Tego tyczy się też Oliver...'
Nie mogę dać po sobie znaku, że ona nie odeszła... Będę Cię ukrywać Death, wierzę, że kiedyś staniesz się dobrą osobą...
'Ale marzenia...'
    Nie dobrze, że muszę iść do szkoły, bo nie chcę mi się wszystkiego nadrabiać, a pewnie sporo tego...
- Mogę zostać? - Spytałam z nadzieją, że jednak pozwolą mi być w domu jeszcze jeden dzień...
- Niestety, musimy iść do szkoły, Oliver ma dla Ciebie notatki, ja się przeniosę do Waszej klasy, będzie tak lepiej. Będę mógł Was obserwować, hihi! - Jeszcze tego brakowało, nie chciałabym, aby ktoś widział jak się na kimś będę wyżywała, potrzebuję wyładować złość i boję się, że zrobię to w szkole... Nie może mnie zobaczyć anioł, on jest blisko Boga, a ja daleko...
'Nie masz szansy na niebo, Alice'
Wiem i to mnie strasznie boli...
- Nie wiem czy to dobry pomysł... Może po prostu Oliver weźmie mi notatki, albo Ty będziesz obserwował zza szkolnych murów?
- Spokojnie, poradzisz sobie, jesteś zdolną uczennicą...
- Czy ja wiem?
- Oliver, zajmiemy się Alice, prawda?
- Taa... - Biedny Oliver nie wiedział o czym Knight do niego mówi, oczy mu się zamykały, a sam ledwo kontaktował ze światem zewnętrznym.
- No dobrze, pójdę... - Kiedyś trzeba stawić temu czoła, prawda? Muszę tam pójść i udawać, że nic się nie stało, to proste, nie? Knight pokręcił głową, a Rozalia skończyła przygotowywać naleśniki, zjedliśmy je ze smakiem, popijając kawą, a gdy skończyliśmy, uznałam, że muszę wziąć prysznic. Za radą Rozy weszłam w drzwi z dziurkami na dolne, a gdy weszłam ukazała mi się zwyczajna, biała łazienka z wanną zamiast prysznica. Rozebrałam się i położyłam w wannie, rozmyślając czym jest życie. Czyli typowe rozkminy w trakcie brania prysznicu czy kąpieli. Każdy chyba takie myśli miewa, prawda? No raczej... Ktoś zapukał.
- Zajęte! - dokrzyczałam, bo pewna nie byłam, czy czasami zamek nie jest zepsuty i ktoś nie wbije mi do łazienki.
- Spokojnie, to tylko ja, Roza! Mam dla Ciebie kilka ciuchów, bo nie możesz ubrać tych od choroby. Mogę wejść? Nie będę patrzeć, hihi!
- Wejdź... - drzwi się otworzyły... Wiedziałam! To było dość niebezpieczne, ale na szczeście to tylko ona, więc spoko. Gorzej gdyby Kni...
- Czeeść! Ładne nogi, haha! Spokojnie, tylko chcę wziąć pastę do zębów - KNIGHT TY MENDO! Czułam, że jestem czerwona jak burak, szybko zakryłam rękoma swoje ciało, ale było za późno i tak większość widział, sukwa pierdzielona. Zemszczę się na nim kiedyś, Roza go wygoniła szybko i krzyczała, że jestem nastolatką i jestem wrażliwa, a on jako dorosły i to jeszcze anioł nie powinien wchodzić do łazienki, kiedy w wannie leży dziewica! Zabije go, normalnie uduszę...

Gdy wychodziłam, zawinęłam się od razu w ręcznik, bo bałam się, że znowu jakiś debil mi wbije do kibla. Wytarłam się i wlazłam w bieliznę, którą zostawiła mi Roza, dziwne, że mamy te same rozmiary... W każdym razie dała mi jakąś przykrótką spódniczkę koloru czarnego do tego czerwoną bokserkę i do tego... CZARNĄ I CZERWONĄ PODKOLANÓWKĘ! Zwariowała, że ja mam to ubrać? Nie no musiałam krzyknąć.
- ROZALIA! - Zmarłego bym obudziła.
- Tak? - Usłyszałam z kuchni.
- I ja mam to ubrać?! No do cholery, nie przesadzasz?
- Nie martw się, dam ci jeszcze kurtkę, haha! - Bardzo śmieszne, ale co mogę innego zrobić? Muszę to ubrać.
Gdy to zrobiłam, pora było wyruszyć w drogę do szkoły, ale najpierw do mojego domu, bo nie miałam przy sobie książek ani zeszytów! Potem poszliśmy do szkolnych murów...

No to się zacznie, witamy z powrotem w szkole, Alice.

Gdy weszłam od razu czułam na sobie wzrok moich wrogów ze szkoły, gorzej patrzyli na Olivera, że przyjął pozycję ich wroga. Patrzyli też na Knight'a, który ubrał garnitur jak jakiś debil... Włosy miał spięte spinką i związane w małego kucyka. Uśmiechał się do wszystkich, a ja szłam w jego cieniu, obok Oliver'a.
- Boisz się? - Zapytał.
- Nie...Tak... To znaczy...
- Wiem, co czujesz. Teraz, gdy ich widzę, mam ochotę się wyjaśnić, ale za późno... Coś obiecałem Knightowi - Ciekawe co, ale nie będę ciekawska, bo to nie ładnie.
- Przeze mnie... Przepra...
- Nie rób tego. To nic nie da...
- W sumie masz rację - Już nie odpowiedział, szliśmy przez korytarze pełne ludzi w milczeniu. Czułam się jak na skazaniu. Pewna grupa dziewczyn, przyjaciółek Lucy podeszły do Rozy i zaczęły mówić tak głośno, żeby nie sposób, aby nie usłyszeć ich narzekań, jaka to ja zła i co ja to nie zrobiłam. Rozalia tylko kiwała głową i widać było, że powstrzymuje się od powiedzenia czegoś złego na ich temat. Nieważne, zadzwonił dzwonek...

Po trzech lekcjach, przez które tylko zaczęłam się dołować moją sytuacją w szkole, poszłam do sklepiku coś kupić. Był mały, ale było tam bardzo dużo towaru rozpoczynając od słodyczy, kończąc nawet na słuchawkach. Dziś wzięłam sobie pączka z budyniem, którego nie lubię, ale z braku laku, dobry kit... Na powrocie na piętro spotkałam Oliver'a, był bez Knight'a, uśmiechnął się, ale pomknął dalej, chyba kogoś szukał, może i białowłosego? Kto wie... Udałam się na górę i usiadłam pod klasą numer pięć, nie było ich bowiem za dużo w szkole, z dwadzieścia gdzieś. Podszedł do mnie zakapturzony 'Bezimienny' i ukucnął przede mną.
- Znasz Rozę? - Jezus, co ona zrobiła? Koleś miał na głowie kaptur, więc nie widziałam za bardzo jego twarzy, ale głos miał bardzo dojrzały. Bluza była koloru szarego, miał zwykłe jeansy i trampki koloru czarnego na sobie.
- Znam, co narobiła?
- Nic, nic. Uważaj na różne przypadki 'magii' w tej szkole. Uwierz, że jest ich sporo, Alice. - Kolejny popapraniec? Ja to mam szczęście i do tego co ma z tym wspólnego Rozalia? Będę musiała ją zapytać. Skrzywiłam się pytająco, a Bezimienny kontynuował - Nie bez przypadku Cię opętała, uważaj, jest groźna...
- O czym Ty mówisz?
- O tym, że widziałem Cię w ''akcji''...
- Ciszej debilu! - Powiedział to tak głośno, że ludzie się patrzyli... Ale możliwe, że on jest tak dziwny, że przyciąga uwagę innych.
- Sprowadzili mnie tu po to, abym Cię ostrzec. Uważaj na białowłosego i jego dupka, możesz się rozczarować. - O czym on pierdzieli! TO ANIOŁ! Stworzenie boskie, bliskie Bogu... Nie może być zły, on zbawia innych... Nie chcąc słuchać tych bredni, wstałam i poszłam w stronę łazienki, aby tam spędzić dłuższą niż inne, przerwę. Widziałam, jak wstał i był zwrócony w moją stronę, przez kaptur przewijały się ciemnobrązowe włosy, był dość średniego wzrostu, bo liczył mniej więcej 170 cm. Przepychając się przez ludzi weszłam wreszcie do jednej z kabin i się zamknęłam. Odezwała się...
'Dzień dobry! Jak mija dzionek, przeszłaś na drogę dobra, niewolnico?'
Czego chcesz? Nie jestem niczyją niewolnicą...
'Oh, wybacz, jesteś nikim, zapomniałam... Jak bardzo chcesz, aby coś ci się stało?'
ZAMKNIJ SIĘ! Nie mam zamiaru Cię słuchać!
'Jesteś niczym, Alice. NICZYM! Hahaha!'
Miałam dość, wybiegłam z płaczem z łazienki i wpadając na ludzi przedarłam się do drzwi wyjściowych, zaczęłam słyszeć szepty, pełno szeptów... Złych szeptów... Potem nastąpiła cisza i pisk w głowie. Upadłam na podłogę, ale próbowałam się podnieść. Bez skutków, oczywiście. Potrzebuję kogoś, kto mi pomoże...
'Jestem tu, wystarczy powiedzieć jakieś słowa, prawda?'
Nie ma Cię, wszystko jest dobrze. Jestem normalna, nie jestem wariatką. Potrzebuję tylko dojść...do...tych...drzwi! Przeczołgałam się po podłodze i otworzyłam drzwi, poczułam napływ świeżego powietrza. Miałam straszne mroczki przed oczami, próbowałam nie myśleć, dobrze, że tymi drzwiami mało kto wychodzi...
'POWIEDZ TO! POWIEDZ TO, ŚMIECIU!'
Nie wytrzymałam, potrzebowałam pomocy. Zrobiłam to, powiedziałam.
- Kore demo shitsuji DEATH! - W tym momencie przeszło mi wszystko. Po prostu odzyskałam siły... Jak to możliwe? Czo ona naprawdę się odczepiła?
Halo?
'Za halo w mordę walą. Jesteś moją niewolnicą, ale jak obiecałam, zdanie mnie do czegoś zobowiązuje... Ale proszę, mogę Cię poprosić o jedną rzecz?'
Jaką, Death?
'Bądź zła...'
Będę, pomożesz mi? Ja wiem, że Ty nie jesteś złą osobą, Death. Wiem, że chcesz dobrze i teraz to udowodniłaś... Będziesz mi pomagać, a ja w zamian będę ukrywać, że z Tobą rozmawiam... Poczekaj, idzie ktoś!
'Spław go.'
Dobrze Death, ucieknę ze szkoły dziś.

Nadszedł Bezimienny...
- Czego chcesz? - zapytałam.
- Pochodzę z pewnego miejsca, które zwą księżycem... - Się pojąć z księżyca urwał, świetnie - Ale nie z tej planety... To jest na ziemi. Przysłał mnie mój pan, który kazał mi Cię ostrzec, posiadasz w sobie coś, czego pragną demony i zresztą nie tylko one... Unikaj ich, nie strać tego.
- Czego? - wariat.
- W swoim czasie się dowiesz. Muszę już iść, bo Knight'owi się nie spodoba to, że z Tobą rozmawiam, bo możesz się od niego odwrócić... - Spontanicznie dostałam całusa w policzek. Stanęłam jak dąb. - To miałem przekazać od mojego Pana. Żegnaj... - I się rozpłynął... Dosłownie. Pewnie jakaś sztuczka iluzjonistyczna, ale po prostu zniknął. Nie mogłam sobie poukładać myśli, bo nadszedł Oliver, wyglądał na przestraszonego. Za dużo się dzieje... I za szybko. Przytrzymał mnie za ramiona przy ścianie i nadal z miną, jakby mi zaraz miał coś zrobić patrzył mi prosto w oczy.
- Czemu nie krzyczałaś!!! Mogło Ci się coś stać! - On się martwił? Zaraz... Komu teraz mam wierzyć? Każdy teraz mnie ostrzega i się 'martwi', ale kto by się martwił o taką osobę jak ja? - Mogło Ci się coś stać! - Bez wahania mnie przytulił... Co się kurna dzieje! Mój mózg nie nadąża...
- Przepraszam...
- Nie rób tego. Mówiłem już... I nie rozmawiaj z tym popierdzielonym kolesiem. Kapturowym nie ufaj, nikomu nie ufaj... - I komu tu kurwa wierzyć! Wodę z mózgu mi zrobią!
- Ale on...
- NIE! - Krzyknął. Zanim zdał sobie sprawę z tego, że mnie przestraszył minęło około 10 długich sekund, przez które czułam jego wzrok na sobie. Dziwne uczucie... Po tych sekundach zaś mnie przytulił, a potem wymamrotał coś, powiedział, że mam iść do domu i mnie odprowadzi, że mam czekać i nie rozmawiać z obcymi.
Traktuje mnie jak dziecko? Gdzie moja torba? No tak, została w klasie... Poczekam na Olivera, może mi przyniesie torbę.

Po kilku minutach przyszedł i miał moją torbę. Wyszliśmy ze szkoły w milczeniu, potem, całą drogę także przebyliśmy w krępującej ciszy... Gdy już byłam pod domem, on przełamał ciszę.
- Mam zostać? Twoi rodzice są?
- Nie musisz, poradzę sobie i tak chcę iść do stodoły, bo tam chcę się wypłakać w spokoju - Po co ja to mu powiedziałam? Bez celu.
- Zostaję...
- Nie, naprawdę, chcę być sama.
- No to ja będę czekał przed stodołą, a Ty się wypłaczesz i przyjdziesz... - uparty z niego człowiek.
- Nie no, chodź ze mną...

Czyli nici z płakania, chyba. Muszę komuś powiedzieć, co czuję, ale nie jemu... Powiem przy śnie, Tobie, Death.

Tobie powiem wszystko, Death...

(Alice i Oliver, ta scenka nie ma nic wspólnego z opowiadaniem)

1 komentarz: